piątek, 16 marca 2012

Francuskie pakiety

Jest taki moment w ciągu dnia, gdzieś koło 14:00, kiedy (zdaniem I.) jeszcze za wcześnie na obiad, już za późno na śniadanie, a jeść się chce. Teoretycznie - można się zapchać kanapką. Ale są dania równie łatwe (a przynajmniej niewiele trudniejsze) za to o wiele pyszniejsze niż najlepsze kanapki.

Do dań takich I. i M. zaliczają francuskie pakiety. Pomysł został kiedyś podpatrzony na kanale kuchnia+, tam podawano je z szynką i żółtym serem. I debiut pakietowy I. był właśnie taki.
Później pojawił się pomysł, że pakiety można też wykorzystać jako "oczyszczacze" lodówki. W tej roli idealnie sprawdziły się dziś.

Koszt: ok. 8 zł/2 os.
Czas przygotowania: ok. 10 min. (w zależności od zawartości) + 10 min. pieczenie  
 

Żeby przygotować pakiety potrzebne będą zawsze:
- opakowanie gotowego ciasta francuskiego
- rozkłócone jajo do posmarowania
- żółty ser - trzy plasterki (no niby być nie musi, ale I. lubi jak jest)

Ponadto, na farsz, I. z lodówki wygarnęła:
- pół dużej cebuli
- 4 już-nie-tak-atrakcyjne pieczarki
- kilka plasterków różnych wędlin
- trochę masełka

A z szafki, do przyprawienia, sól i pieprz

Na małą patelnię I. wrzuciła masło, na roztopione zaś posiekane: cebulę, pieczarki i wędliny. Posoliła i doprawiła pieprzem. Zrumieniony farsz odstawiła do przestygnięcia.
Ciasto francuskie pokroiła na 6 mniej więcej równych kwadratów. Na środku trzech z nich ułożyła, sprawiedliwie rozdzielony, farsz i przykryła go serem. Następnie każdy kwadrat przykryła drugą warstwą ciasta i - lekko podwijając (czego po upieczeniu nie widać) - docisnęła brzegi. Wierzch ozdobiła gustowną krateczką (lekko nacinając ciasto ostrym nożem) i posmarowała rozkłóconym jajkiem. A następnie wpakowała do piekarnika nagrzanego do 220°C na 10 minut.

Po dziesięciu minutach zaserwowała chrupiące "kanapki" zachwyconemu mężowi.


Tak niewiele potrzeba, by zostać bohaterką w swoim domu!



A żeby nie było, że niezdrowo, I. zagryzła całość soczystym owocem i zapiła herbatą z cytryną.

 
 Smacznego!

czwartek, 23 lutego 2012

Kukurydziane placuszki (nie tylko) śniadaniowe

I. miała dziś dzień na gotowanie. Od świtu stała przy garach. O ile oczywiście jesteście w stanie przyjąć, że świt to ta pora, o której się wstaje :)

Na Wielki Śniadaniowy Głód przygotowała placuszki kukurydziane.

Koszt: ok. 6 zł/2 os.
Czas przygotowania: 5-7 min. + 10 min. odstawienie (niekoniecznie) + smażenie (ok 15-20 min/12 szt.) 


Placuszki zostały zainspirowane jakimś przepisem z TV, a robi się je niezwykle prosto - wiadomo, w końcu I. właśnie tak lubi ;)

Ciasto:
- 5-6 łyżek mąki
- 2 średnie jaja
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- mleko (ok 1/2 szklanki)
- puszka kukurydzy
- sól, pieprz
- tłuszcz do smażenia (wg uznania, u mnie masło)

Dodatki:
wg uznania, np. parówki, pomidor + szczypior, majonez, ketchup; świetne są też na słodko, np. z miodem.

Do blendera I. wrzuciła kolejno: mąkę, jaja, proszek i mleko. Kiedy składniki ładnie się zmieszały dodała - partiami - puszkę osączonej kukurydzy. Na koniec nieco dosoliła i dopieprzyła. Gotowe ciasto (powinno być dość gęste) odstawiła na ok. 10 minut (w tym czasie przygotowała resztę śniadaniowych produktów i nakryła stół; czas jest cenny, zwłaszcza dla głodnych).
Na rozgrzanej patelni roztopiła następnie niewielką ilość masła (ale dokładała go w trakcie smażenia dość sporo) i smażyła na nim okrągłe, niewielkie placuszki. Wyszło 12, porcja w sam raz dla dwojga głodnych ludzi (bo M., oczywiście, już tuptał za plecami...).
Do placuszków podane zostały pomidory ze szczypiorem (bo zdrowo) i podsmażone parówki (bo dlaczego nie). Było pysznie!



Smacznego! :)

PS. Jeden placuszek uszedł ze śniadaniowego pogromu i, nieco później, został spałaszowany na zimno. Też zacnie smakował.